Pomiędzy Wigilią a Bożym Narodzeniem

Pomiędzy Wigilią a Bożym Narodzeniem

Cicha noc, święta noc… a o północy rozbrzmiewająca radością śpiewanych kolęd pasterka! Jak podaje Józef Szczypka: „Pasterkę w wielu małopolskich kościołach ożywiały ćwierkania wróbli, świergoty skowronków, gwizdy kosów, krakania wron (…) zmyślna kawaleria wioskowa popisywała się umiejętnościami, wychodząc nawet ze swą produkcją na chór”. Na Podlasiu pasterkę niegdyś rozpoczynała gra na ligawce, czyli drewnianej, długiej trąbce pasterskiej, która symbolizuje trąbę archanielską. To właśnie jej dźwięk zwiastował Boże Narodzenie. Tych, którzy zasnęli, budzono na pasterkę. „Góralskie dziopki lały po śpiochach wodą z potoczka czy rzeki, gdzie to w wigilię lubiły ochlapać sobie nogi, żeby się później chodziło zdrowo, wygodnie, chybko”.

Nie potępiano nawet pasterkowych figli. „Ktoś więc nieraz, wykorzystując tłok w kościele, zdziergał także nicią dwie sukmany, a częściej jeszcze kiecki, żeby się było z czego pośmiać. Uczniaki używały sobie, lejąc atrament do kropielnicy i ciesząc się potem z pomazanych twarzy. Wybaczono wszystko”.

W zrozumieniu prawd religijnych pomagały kolędy. Jak zauważa ks. Grzegorz Ryś udokumentować można dwa rodzaje pieśni kolędowych. Pierwszy stanowiły kolędy wywodzące się z pogańskich czasów, których treścią było składanie noworocznych życzeń na dostatek plonów. Drugim rodzajem kolęd były pieśni, których zasadniczym motywem była treść religijna dotycząca Świętej Rodziny i narodzenia Jezusa. Przy czym „pieśń polska średniowieczna opowiadając wydarzenia z historii zbawienia, i koncentrując się na nich, pozostaje z reguły wierna relacji biblijnej, stanowiącej dla niej wyraźny pierwowzór.

Według bp. Grzegorza Rysia zasadniczym tematem, podejmowanym w każdym niemal utworze, (niezależnie od okresu liturgicznego, na który był przeznaczony) było zbawienie dokonane przez śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa. Dlatego Chrystus ze średniowiecznych kolęd rodzi się, by cierpieć, co potwierdza pochodzący z 1 połowy XV wieku utwór Jezu Chryste nasza radość, który począwszy już od trzeciej strofy przemienia się z kolędy w pieśń pasyjną i eucharystyczną:

Witaj mego twórca ciało

Iżeś mi się widzieć dało,

Tako jako smartwychwstało (...)

I święta kry racz zawitać,

Z tego ciała dałaś się lać,

Iżeś świata nie chciała dać,

By ji żarła pkielnia przepaść.

Racz mię ty sobie napoić (...)

Aby mi czart nie mógł szkodzić.

Większość kolęd śpiewanych było na melodie tańców polskich – mazurów i polonezów, co potwierdzają wydane przez Jana Żabczyca w 1630 roku w Krakowie Symfonie anielskie, w których do podanego tekstu kolęd dodana jest wskazówka, iż należy je śpiewać na nutę „tańców zwyczajnych w Polszcze”. Jak podaje Zbigniew Kuchowicz nieraz spotykało się też parodiowanie tekstów religijnych: „Pijani kolędnicy śpiewali np. tego rodzaju pieśni: W błocie leży, któż pobieży, Pijanego ratować [...] Albo: Anioł pasterza złapał, I kijem go wyłatał”.

Niezależnie jednak od wykonywanych kolęd i przyśpiewek, po powrocie do domu z pasterki, pod choinką, w skarpetach przy kominku lub w innym eksponowanym miejscu na dzieci i pozostałych członków rodziny czekają prezenty. Zwyczaj dawania i przyjmowania prezentów w tym czasie dawniej nazywano kolędami i wywodzono jeszcze od obchodzonych na obszarze Cesarstwa Rzymskiego Saturnaliów. Funkcjonująca do dziś na ziemiach polskich tradycja obdarowywania się prezentami z okazji wspomnienia św. Mikołaja (6 grudnia) i Bożego Narodzenia przybyła według Jana Usiądka z Niemiec około 1840 roku. W wigilię wieczorem, w niektórych domach zachęca się dzieci do modlitwy do św. Mikołaja lub – jak na Śląsku – do Dzieciątka, przynoszących podarki.

Święty, dobry Mikołaju

Patrz, jak dzieci cię kochają

Ty pamiętasz o nas w niebie

My modlimy się do ciebie

Prosząc o … Amen.

Wiele dzieci już wcześniej pisze listy do św. Mikołaja, które ułatwiają odgadnięcie ich marzeń dotyczących prezentów. Jak podaje Jan Bystroń: „chodziły też w tamtych stronach «gwiazdory», parobcy przebrani za dostojnych starców, z długimi brodami i gwiazdami na czołach; zwyczaje te (wraz z rózgami) zostały potem, znacznie później, złączone w innych okolicach z dniem św. Mikołaja. (…) Rozsyłano też w dzień ten dary, co potem na Wilię lub też na Nowy Rok przeszło; nazywało się to kolędą. Młodzież wiejska śpiewała przy tym pieśni, zazwyczaj stare, często mało już zrozumiałe, a oprócz nich, śpiewano też wierszowane życzenia pod adresem poszczególnych członków rodziny; księża i klechy zabierali ową kolędę jako rodzaj zwyczajowego podatku”. Potem, w Boże Narodzenie „bawiono się w kazaniach słownym rozdawaniem kolędy, co w drugiej połowie XVIII wieku stało się już staromodnym. «Monitor» z r. 1773 żali się: Kolędy w kościele już na kazaniach nie rozdają, co przedtem rzecz arcymiła była, kiedy to dowcipnie temu pieluszki, temu żłóbek, temu stajenkę na kolędę dawano”. Z czasem zwyczaj kolędy zredukował się tak, że obecnie kojarzony jest wyłącznie z utworami muzycznymi wykonywanymi w okresie Bożego Narodzenia i wizytą duszpasterską, którą księża odbywają po świętach, odwiedzając kolejne domostwa na terenie swojej parafii. Jak wspomina Zbigniew Kuchowicz: „w okresie między Bożym Narodzeniem a wielkim postem plebani i ich zastępcy odwiedzali w asyście organisty lub innych sług kościelnych domostwa wiernych, wstępując zarówno do dworów jak i do chat najbiedniejszych kmieci. Duchowni wygłaszali wszędzie krótkie kazania, dawali błogosławieństwo i otrzymywali w zamian tzw. kolędę — chłopi dawali słoninę, ser, suszone grzyby, jaja, orzechy oraz drobne sumy pieniężne, po miastach wręczano im wyłącznie pieniądze. Tradycja ta właściwie przetrwała do dzisiaj.

Fragment książki Niech te święta nie będą magiczne.

Loading...