"Elżbieta i Feliks" okiem redaktorki

"Elżbieta i Feliks" okiem redaktorki

Jako redaktorka książki mam ten przywilej, że jestem też jej pierwszą czytelniczką. Historię Elżbiety i Feliksa znałam już wcześniej, ale dość pobieżnie. Kiedy więc przypadło mi w udziale prowadzenie tego tytułu, wiedziałam, że będzie warto przyjrzeć się mu bliżej, że temat jest bardzo aktualny, że to będzie dobra książka. Nie sądziłam jednak, że aż tak mnie poruszy.

O czym to jest?

Jest to biografia Elżbiety i Feliksa Leseur, małżeństwa, które żyło we Francji na przełomie XIX i XX wieku. On studiował medycynę, ale ostatecznie został dziennikarzem, ona zaś nie pracowała zawodowo, ale stale się dokształcała i udzielała charytatywnie. Łączyło ich zamiłowanie do czytania książek, wspólnych podróży i towarzyskich wydarzeń, doskonale rozumieli się na poziomie intelektualnym i kulturalnym. Kochali się bardzo pomimo tego, co ich dzieliło: Elżbieta była osobą głęboko wierzącą, zaś Feliks, który obracał się w politycznym środowisku francuskich antyklerykałów, był ateistą wrogo nastawionym wobec wszystkiego, co religijne, a więc także wobec wiary swojej żony.

I tutaj zaczynają się… nie, właśnie nie schody. Tu zaczyna się fenomen tej historii. Elżbieta postanawia nie nawracać męża na siłę, tylko swoim życiem i postawą świadczyć o Bogu. Wierzy, że Feliks odkryje, z jakiego źródła wypływa jej ogromna miłość do niego. Nieustannie modli się o jego nawrócenie, jednocześnie szanując jego odmienne poglądy.

Niedługo po ślubie Elżbieta zaczyna chorować, okazuje się również, że razem z mężem nie mogą mieć dzieci. Kobieta umiera w młodym wieku, zaś Feliks otrzymuje jej dziennik, w którym jego żona opisywała swoje życie duchowe. Pod wpływem tej lektury ów zaciekły ateista i antyklerykał nie tylko się nawraca, ale wstępuje do dominikanów i przyjmuje święcenia kapłańskie. Odtąd jego życiową misją staje się przybliżanie światu postaci zmarłej żony.

Kiedy redaktorka przestaje redagować

…a zaczyna pochłaniać książkę, wiedz, że coś się dzieje. Tak, miałam problemy z tym tekstem, ponieważ musiałam się bardzo pilnować, żeby nad nim pracować, a nie po prostu czytać, bo mi się podoba. To, co mnie urzekło w tej historii, to jej wielowymiarowość. To nie jest tylko opowieść o wierzącej żonie i niewierzącym mężu, ale też o długiej drodze, jaką przeszli pomimo cierpień każdego z nich, o tym, jak prowadzić dialog, kiedy różni nas tak wiele, o wzajemnym towarzyszeniu oraz o szacunku dla wolności drugiego człowieka. Pomimo tak różnych poglądów Elżbieta i Feliks prowadzili wspólne życie, a nie dwa osobne, jak to często bywa w takich przypadkach.

W samej Elżbiecie chyba najbardziej ujęła mnie jej mądrość i ogromna wytrwałość w modlitwie pomimo braku owoców. Ona do końca wierzyła, więcej, miała pewność, że Feliks się nawróci. Przepowiedziała mu nawet, że zostanie księdzem. Imponujące było dla mnie, jak z jednej strony potrafiła być tolerancyjna wobec innych przekonań, a jednocześnie pozostawać wierna swoim. Bardzo dotykały mnie też jej zapiski z czasów choroby, kiedy mocno cierpiała, ale nie traciła pogody ducha, dbała o swój wygląd, starała się jeszcze bardziej rozwijać intelektualnie i duchowo.

Feliks jest w tej książce postacią drugoplanową, ale nie mniej interesującą. Z zaciekawieniem przypatrywałam się, jak ewoluowało jego nastawienie do przekonań Elżbiety: od kpin i raniących uwag, przez tolerancję, aż po swego rodzaju podziw i refleksję. Lubię wracać też do jego bardzo osobistych notatek z okresu, kiedy się nawracał. Ciekawie było obserwować, jak to u niego przebiegało i jak z upływem czasu pokorniał.

Proszę pani, to jest o mnie

Nad książką tuż przed wydaniem pracowaliśmy z grafikami bardzo intensywnie, ponieważ zależało nam, żeby zdążyć z nią na Targi Wydawców Katolickich w Warszawie. To był wymagający czas, ale warto było.

Bardzo lubię te targi, ponieważ mam wtedy niepowtarzalną okazję porozmawiać z naszymi czytelnikami i zobaczyć, jaki jest feedback. Na stoisku jedna z pań powiedziała, że ta historia jest bardzo bliska jej sercu, co więcej, mieszka we Francji, zapytała więc o francuski oryginał, ponieważ chciałaby, żeby przeczytał to jej mąż. Takich rozmów miałam więcej. Usłyszeliśmy też mnóstwo ciepłych słów od dziennikarzy i czytelników, którzy gratulowali nam tematu i okładki. To są takie momenty, kiedy naprawdę ci się chce, bo wiesz, że twoja praca ma sens i może komuś pomóc.

Na targach spotkałam się też z tłumaczką, Kasią Kamińską, chyba największą ambasadorką tej książki w Polsce. Z tłumaczami zwykle wygląda to tak, że wymieniamy mniej lub bardziej ożywioną korespondencję na temat tekstu, wyjaśniamy niejasne miejsca, prowadzimy różne dochodzenia, dyskutujemy o użytych sformułowaniach itp., ale z żadnym nie zdarzyło mi się jeszcze godzinami rozmawiać na temat zawartości książki, pojawiających się w niej wątków, postaci, osobistych wrażeń i refleksji, jakie wywołała w nas lektura tego tekstu. Kasia wykonała ogromną pracę translatorską, przeczytała też wszystkie dostępne po francusku teksty Elżbiety i Feliksa. Chapeau bas! I tak jak ja, Kasia w pewnym momencie też przestała być tylko tłumaczką, a stała się czytelniczką i wielką fanką tej historii.

 

Magdalena Dobosz

Loading...