Do żartu, gotowi... start!

Do żartu, gotowi... start!

Ks. Dolindo i o. Pio byli nie tylko wielkimi mistykami i duszpasterzami, ale mieli też wyjątkowe poczucie humoru.

 

 

Ci, którzy dobrze znali ojca Pio lub księdza Ruotolo, od wielu lat skutecznie oczyszczają wizerunek każdego z nich z patosu lub melancholii. Zapisali oni niejedną scenkę rodzajową ukazującą fantastyczne poczucie humoru obu mistyków. Można by rzec, że zarówno jeden, jak i drugi nie przepuścili żadnej okazji do żartu, bo tacy właśnie są ludzie w Kampanii: zmagający się z niełatwym losem, ale zawsze gotowi do spontanicznej radości. (…)

Alessandro Ripabottoni opisuje następującą scenkę z udziałem ojca Pio: Było to podczas burzy w San Giovanni Rotondo. Obok ojca Pio stał na korytarzu klasztornym pewien brat. Ów brat, przerażony częstymi grzmotami i błyskami, gdyż urządzenie rozdzielni elektrycznej znajdowało się w pobliskim pokoju, rzekł: «Ojcze duchowny, odsuńmy się chociaż od tej rozdzielni. Wczoraj od pioruna poniosło śmierć dziesięć osób». A on natychmiast: «My nie podlegamy temu niebezpieczeństwu. Nas jest tylko dwóch»”.

Z kolei ojcu Dolindo zdarzyło się przechodzić obok warsztatu, w którym pracował szewc – mimo trwającej właśnie niedzieli. Czytamy o tym w Kwiatkach księdza Dolindo. Upomniany przez kapłana rzemieślnik tłumaczył się, że w tygodniu realizuje zlecenia i tylko w niedzielę jest w stanie wykonać buty dla swego dziecka. Kiedy jednak to samo tłumaczenie powtórzył przez cztery kolejne niedziele, doczekał się żartobliwej uwagi: „Nie wiedziałem, aniołeczku, że masz w domu stonogę…”.

Warto przypomnieć także przygodę, która przytrafiła się Teresicie Di Vecchi. Otóż ta pobożna kobieta podczas pobytu w San Giovanni Rotondo poszła do klasztornego ogrodu, gdzie tłum wiernych oczekiwał pod oknem na błogosławieństwo ojca Pio. Niestety, spóźniła się i zobaczyła jedynie plecy oddalającego się stygmatyka. Modliła się w duszy: „Ojcze Pio, tak bardzo pragnęłam otrzymać Twoje błogosławieństwo… Proszę Cię, uczyń dla mnie jakiś wielki znak!”. W tym samym momencie ojciec Pio odwrócił się, podszedł z powrotem do okna, podniósł rękę, ale zamiast chusteczki, którą zwykle pozdrawiał pielgrzymów, trzymał w dłoni wielkie prześcieradło. (…)

Jeśli więc wyobrażaliśmy sobie dotąd, że twarze obu kapłanów zawsze wykrzywiał grymas cierpienia, to byliśmy w wielkim błędzie. Tajemnica ich życia z Bogiem jest tajemnicą radosną. Ich nieustanny uśmiech jest uśmiechem ofiarnej miłości. Jedna z córek duchowych ojca Pio, przejęta współczuciem dla jego ran i ofiar, zapytała go kiedyś z emfazą: „Ależ Ojcze, chcesz cierpieć za wszystkich?”. Odpowiedź była natychmiastowa i pełna subtelnego uroku: „Tak, jeden głupek właśnie tego chce!”. 

Fragmenty książki "Cały jesteś błogosławiony". Dzieje przyjaźni o. Pio i ks. Dolindo

Loading...